Z dziejów sejmowego warcholstwa
Gdy oglądam telewizyjne wiadomości, nieraz odnoszę wrażenie, że cofam się do epoki pana Paska - pisze Agnieszka Lisak, radca prawny.
Prywata, warcholstwo i deliberowanie nad sprawami, o których nikt nie ma pojęcia. Brakuje tylko podgolonych głów i machania szablami. Reszta bez zmian – żałośnie, jak drzewiej bywało. Zapraszam zatem na spacer po dawnych sejmowych salach, by zobaczyć Polaków portret własny. Będzie i strasznie, i śmiesznie, a przy tym niebezpiecznie.
W XVII w. nie było wątpliwości: Bóg najpierw stworzył Polskę, a potem resztę świata. Byliśmy gwiazdą wskazującą drogę innym narodom, w niebie mówiono językiem Reja. Gdy inne narody toczył rak absolutyzmu, u nas niczym egzotyczny kwiat kwitła demokracja szlachecka. Jej źrenicą była zasada liberum veto, niepozwalająca podjąć na sejmie uchwały bez zgody wszystkich posłów. Bo przecież każdy szlachcic w Polsce miał takie same prawa i jego głos liczył się na równi z innymi. Początkowo przestrzegano jej ze względną skrupulatnością, czasami przymykając oko na protesty pojedynczych oponentów. W 1652 r. poseł Siciński wykrzyczał swoje najgłośniejsze w historii liberum veto i od tego czasu zasada ta...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta